"Nie bójmy się niczego!" Śmierć Jana Luksemburskiego pod Crécy

"Zaprowadźcie mnie tam, gdzie szaleje największy zgiełk bitewny. Bóg niech będzie z nami, nie bójmy się niczego, tylko starannie strzeżcie mego syna" 

26 sierpnia przypada rocznica bitwy pod Crecy, wielkiego triumfu Anglików nad Francuzami i ich sprzymierzeńcami. Pośród tych ostatnich na pierwszy plan wysuwa się król Czech, Jan Luksemburski, który w pamiętnym starciu zginął śmiercią rycerza i bohatera. Namawiany do ratowania się ucieczką z pola bitwy miał wyrzec słynne: ""Nie może tak być, by król czeski uciekał z walki..." Nawiasem mówiąc zginął dokładnie 68 lat po innym czeskim władcy, wielkim Przemyślidzie, Przemyśle Ottokarze II. Co wiemy o okolicznościach śmierci Jana i pośmiertnych losach jego królewskiego ciała? 

W 1346 roku Jan miał 50 lat i był zupełnie ślepy. Słaby wzrok był cechą rodzinną Luksemburgów. Ojciec Jana, cesarz Henryk VII cierpiał na silną krótkowzroczność i miał prawdopodobnie zeza. Ta ostatnia przypadłość męczyła również jego młodszych braci, Walrama i Baldwina oraz siostrę Marię, stryjów i ciotkę Jana. Wzrok Jana od wczesnej młodości pozostawiał wiele do życzenia. Pod koniec życia zupełnie odmówił mu posłuszeństwa.


Popiersie Jana Luksemburskiego w tryforium chóru katedry św. Wita w Pradze, warsztat Petra Parlera, ok. 1370 rok. Fot. Wikimedia Commons

Monarcha długi czas ukrywał się ze swą ślepotą. A czynił to tak skutecznie, że tylko ludzie z jego najbliższego otoczenia zdawali sobie sprawę z faktycznego stanu jego zdrowia. Potrafił na przykład w obecności zagranicznych gości, czy posłańców udawać, że z zainteresowaniem czyta przekazywaną mu korespondencję lub książkę. Co za tym idzie, nie wszyscy zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji. Zdawał sobie syn Karol, przyszły cesarz, który w swojej autobiografii pod rokiem 1340 odnotował:

W tych dniach mój ojciec, który stracił już wcześniej jedno oko, a poczuł, że zaczyna mu słabnąć i drugie, pojechał potajemnie na kurację do lekarzy w Montpellier, niestety w tym czasie oślepł. 

Wiemy zatem z całą pewnością, że pod Crecy król był już zupełnie niewidomy. Stąd też legenda narosła wokół jego ostatniej walki i śmierci. Według tradycji król poległ otoczony swymi rycerzami, którym kazał prowadzić się w największy zgiełk bitewny. Wykonując jego rozkazy rycerze powiązali lejce królewskiego rumaka ze swoimi lejcami i tak postępowali naprzód, ramię w ramię. Wyruszając z Czech - a miało to miejsce wiosną 1346 roku - Jan pozostawił królestwo pod opieką Petra z Rożemberka. U boku Jana rodzinne strony opuszczał najstarszy syn i dziedzic Petra, Henryk, który - podobnie jak król - miał już nigdy nie powrócić. Niektóre źródła to właśnie młodego Henryka z Rozemberka podają jako jednego z rycerzy, których lejce były powiązane z lejcami królewskiego rumaka. Dwaj inni to najprawdopodobniej Henryk Mnich z Bazylei i Henryk z Klingenbergu. Do tego ostatniego król miał zwrócić się z prośbą, by towarzyszył mu w boju, powołując się na ojca Henryka, walecznego rycerza, któremu odwagą powinien dorównać teraz syn. 

Tak śmierć króla Jana opisał Jean Froissart:

Przy tym padł i dzielny król czeski Jan Luksemburski syn cesarza Henryka Luksemburskiego. Gdy usłyszał komendę do boju, spytał, gdzie jest jego syn Karol. Przewodnicy mu rzekli, że nie wiedzą, że się chyba gdzieś bije. Na co król powiedział: Panowie, jesteście wszyscy dzisiaj mymi przyjaciółmi i braćmi w zbroi, dlatego proszę was, ponieważ sam jestem ślepy, prowadźcie mnie tak daleko do wrzawy bitewnej  abym miał nieprzyjaciela w zasięgu miecza.

Rycerze zgodzili się, a ponieważ nie chcieli go zgubić w plątaninie ludzi, związali razem lejce koni. Króla potem, według życzenia jego wysunęli nieco do przodu i w ten sposób postępowali w stronę Anglików. Pan Karol czeski, który już wtedy został królem rzymskim i woził ze sobą stosowne insygnia w największym ładzie przybył na plac bitwy. Gdy jednak zobaczył, że dla Francuzów wszystko raczej na złe się obraca znów opuścił plac boju. Król wjechał w szeregi przeciwnika i on i jego druhowie walczyli bardzo dzielnie. Wysunęli się jednak zbyt do przodu i wszyscy zostali na miejscu zabici. Rano znaleziono ich na ziemi martwych z połączonymi nawzajem końmi. 

        Bitwa pod Crécy na iluminacji z kronik Jeana Froissarta, XV wiek. Źródło: Wikimedia Commons

Nie wiemy, czy na jego wersji wydarzeń można polegać. Pisał w końcu ćwierć wieku po pamiętnym starciu, chociaż w oparciu o wcześniejszą relację Jeana le Bel. Frossairt precyzuje, że konie Jana i jego towarzyszy były połączone jakimiś łańcuszkami czy łańcuchami. W XV-wiecznej kronice holsztyńskiej jest już mowa o tym, że łańcuszki te były ze złota, a Jan został wzięty do niewoli przez hrabiego Holsztynu i zabity przez rywali. 

Ustalenie faktycznej pozycji oddziału dowodzonego przez Jana pod Crecy nastręcza ekspertom nie lada problemów. Relacje umiejscawiają go zazwyczaj na tyłach, co oznaczać może, że w początkowej fazie bitwy nie brał udziału. Według kronik czeskich król miał zarządzić natarcie w momencie, gdy pozostałe siły francuskie salwowały się już ucieczką. Jedna z wersji wydarzeń, jednakże, utrzymuje, że siły Jana miały znajdować się tuż przy kusznikach genueńskich, którzy w pamiętnym starciu zostali poddani ciężkiej próbie.


Kronikarz włoski, Giovanni Villani utrzymywał, że Jan z synem Karolem oraz 3000 baronami i innymi rycerzami zabezpieczali kuszników z boku. Jeśli tak rzeczywiście było, siły Jana wzięłyby udział już w pierwszej fazie bitwy. Więcej przemawia jednakże za tym, że niewidomy król włączył się do walki w jej końcowej fazie. Jeśli byłoby inaczej, po co pytałby Henryka Mnicha, która jest godzina i jak przebiega bitwa? To pytanie miałoby sens tylko po jakimś czasie trwania walki.

Badania antropologiczno-medyczne przeprowadzone w 1980 roku wykazały, że bezpośrednią przyczyną śmierci króla Jana były najprawdopodobniej dwie rany. Jedna - rana kłuta lewego oka zadana trójbocznym narzędziem, które przeszło do wnętrza czaszki i uszkodziło mózg, wywołując obfite krwawienie do przedniej komory. Druga - również kłuta, zadana w plecy, dokładnie w lewą łopatkę. Stamtąd przeszła do klatki piersiowej. Ona także mogła byś przyczyną śmierci.  Na skutek tych obrażeń monarcha musiał zginąć na miejscu. Co wyklucza jedną z wersji wydarzeń, według której miał jakoby żyć jeszcze po bitwie i zostać przeniesionym do namiotu Edwarda III i dopiero tam wyzionąć ducha. Co więcej badanie pozwoliło ustalić, że ciało króla obrabowano na polu bitwy. Skąd ta pewność? Na prawej ręce odkryto powtarzające się rany cięte prawdopodobnie będące wynikiem cięć zadanych celem uwolnienia z dłoni Jana jego drogocennej broni, a z palców drogocennych pierścieni. 

"Dzisiaj zginęła korona rycerstwa, nigdy nikt nie dorówna temu czeskiemu królowi" miał powiedzieć po bitwie pod Crecy Edward III, król Anglii, nad ciałem poległego Jana Luksemburskiego. Oczywiście to już pewnie część legendy narosłej wokół dzielnego czeskiego króla, świetnego rycerza, który swą ostatnią szarżą musiał zainspirować wielu. Zarówno Francuzów, po stronie, których tego dnia walczył, jak i Anglików. Jedna z relacji mówi o tym jak syn Edwarda, młody książę Walii, Edward Czarny Książę, pod Crecy dowodzący prawym skrzydłem angielskiej armii, pozostąjąc pod wielkim wrażeniem odwagi i waleczności Jana wziął z hełmu króla trzy strusie pióra, dodając do nich zawołanie "Ich dene!" . W późniejszym czasie pióra te miał dołączyć do swego herbu. Ta opowieść nie znajduje potwierdzenia w źródłach, w których nigdzie nie natrafiamy na informację, jakoby Jan miał używać takiego zawołania. Poza tym współczesne przedstawienia ukazują go z sępimi, nie strusimi piórami u hełmu. Ale gdyby tkwiło w niej ziarenko prawdy szesnastoletni książę oddałby królowi czeskiemu prawdziwie rycerski hołd. 

        Krzyż Jana Luksemburskiego  (Croix de Bohème) koło Crecy, ustawiony tu w 1854 roku. Odrestaurowano go w 1903 roku. Fot. Wikimedia Commons

Katarzyna Ogrodnik-Fujcik


Literatura:

Iwańczak Wojciech, Jan Luksemburski, Warszawa 2012.

Kubikova Anna, Petr I. z Rožmberka a jeho synové, Budejovice 2011








Comments

Popular posts from this blog

Matka książąt: Anna Przemyślidka " Z Bożej Łaski Księżna Śląska i Wielkopolski"

"Zanim przyszła historia, były dinozaury..." czyli nasze średniowieczne początki. Część I

"Zanim przyszła historia, były dinozaury..." czyli nasze średniowieczne początki. Część II