O proboszczu Henryku i innych Henrykach ze Świebodzic słów kilka...

Jeśli wierzyć dokumentowi wystawionemu 28 kwietnia 1301 w Wiązowie, biskup wrocławski, Jan Romka, zlecił kanonikowi wrocławskiemu Arnoldowi, zbadanie podstawności  pretensji proboszcza Świebodzic, Henryka, zgłaszanych przez niego do dziesięciny biskupiej pobieranej w Pełcznicy. Wspomniany Arnold nie potrzebował wiele czasu, by przyznać słuszność Henrykowi, który na poparcie swych roszczeń, przedstawił dokument z dnia 25 października 1267 r., wystawiony przez Włodzisława salzburskiego, w którym przyznano owe dziesięciny. Już 9 maja 1301 r. Arnold rozstrzygnął kwestię na korzyść Henryka. Co ciekawe, a o czym kanonik Arnold nie mógł wiedzieć, w dokumentcie przedstawionym przez świebodzickiego proboszcza było wiele szczegółów niezgodnych ze szczegółami przedstawionymi w oryginalym dokumencie Włodzisława (który również się zachował). Oznacza to najprawdopodobniej, iż zaradny proboszcz Henryk, nie będący w posiadaniu oryginału, uciekł się do najzwyklejszego w świecie fałszerstwa.



W taki oto ładny sposób postanowiłam rozpocząć moich "słów kilka" na temat Henryków, na których natknęłam się w czasie lektury artykułu autorstwa Marka Cetwińskiego pt. "Mieszczanie Świebodzic". Zadziwiające ilu Henryków pomieścić można na kilku stronach zaledwie. 

Pierwszym z nich jest wspomniany wyżej proboszcz Świebodzic w latach 1301-1308, Henryk, jedyny w pierwszej połowie XIV w. mieszkaniec miasta, któremu udalo się zrobić karierę na dworze książęcym, w najbliższym otoczeniu księcia. Mowa tu o synu Bolka I Surowego i Beatrycze brandenburskiej, zięciu Władysława Łokietka, księciu świdnickim Bernardzie (1288/91- 6 maja 1326), któremu Henryk służył jako kapelan. W tej roli przynajmniej odnajdujemy go nas dokumencie z dnia 5 lutego 1308 r. przez niego poświadczonym. W sumie Henryk wystąpił jako świadek pięciu dokumentów książęcych wystawionych w latach 1305-1308 głównie w Strzegomiu. Stając się członkiem ówczesnych elit, zapewne większość swego czasu spędzał u boku księcia, a nie w rodzinnym mieście, gdzie jego obowiązki pełniali - co oczywiste -  zastępcy, miedzy innymi znani z 1321 r. Henryk i Herman. Pozwolę sobie zauważyć, iż przebywając na dworze Bernarda Henryk musiał wielokrotnie zetknąć się z młodszym bratem księcia, również Henrykiem, panem Jawora, przyszłym budowniczym wieży w Siedlęcinie i wielbicielem legend arturiańskich. Ale skupmy się na samym Henryku ze Świebodzic. Zanim został proboszczem, a póżniej książęcym kapelanem, wszystko wskazuje na to, iż pobieral nauki w Italii i to on właśnie był "d. Henricusem de Friburgo in Polonia" wymienionym wśród studentów archigimnazjum w Bolonii w 1293 r. By móc studiować w Bolonii ówczesny Ślązak musiał pochodzić albo z elit feudalnych albo być duchownym, w każdym razie majętnym na tyle by opłacić nauki na jednym z najbardziej znanych i prestiżowych, a co za tym idzie, najdroższych uniwersytetów w XIV- wiecznej Europie. Tytuł "dominus", którym określono studenta Henryka komplikuje nieco sprawę, w wiekszości przyypadków oznaczał bowiem przynależność do stanu duchownego. Nasuwa się więc przypuszczenie, ze studia Henryka mogły być finansowane przez śląski Kościół, jednak fakt iż po ich odbyciu Henryk nie zrobił kariery u boka biskupa, przemawia za tym, iż studia podjął z własnej inicjatywy. Z całą pewnością przysłużyły się one jego dalszej karierze, nawet jeśli nie była to kariera w hierarchii kościelnej. Z przedstawionej na wstepie historii wynika, iż Henryk sprawnie zarządzał swą parafią i skutecznie potrafił zadbać o jej interesy.

Kolejnego Henryka, również rodem ze Świebodzic, poznajemy w Nysie, gdzie występował jako świadek dokumentu Jaksy i Teodoryka Poltkowiców ze Snellenwalde, wystawionego w 1304 r. Panowie Jaksa i Teodoryk pochodzili z jednego z najznamienitszych śląskich rodów. Z nyskim patrycjatem łączyły ich bliskie więzi, co oznaczać może, że i Henryka świadczącego na ich dokumencie, zaliczać można do cenionych obywateli miasta. 

Biskup wrocławski, Henryk z Wierzbnej, postać znana i pozostająca w samym centrum areny politycznej ówczesnego Śląska i Polski, wymieniony zostaje przy okazji omówienia losów niejakiego Tylona zwanego "de Virberg" ze Świebodzic, kóry został rajcą w Ziębicach, co poświadcza dokument z 12 maja 1301 r. Tylo z kolei, będąc wraz z Mikołajem z Ziębic w klasztorze w Kamieńcu, poświadczył wystawiony tam dokument biskupa Henryka z dnia 4 lipca 1315 r. W moich poszukiwaniach natrafiłam na rzetelny artykuł poświęcony Henrykowi z Wierzbnej, najmłodszemu z trzech synów Jana, kasztelana ryczyńskiego i wrocławskiego, głównego doradcy księcia Henryka III Białego. Zajrzyjcie tutaj. Polecam. Mnie samej musi on wystarczyć zanim świeżo zakupiona książka autorstwa Tomasza Jurka pt. Panowie z Wierzbnej trafi w moje ręce :-)

Kolejny z Henryków zwany Molberg znany jest dzięki dokumentowi, który wystawił w 1321 r. w Pełcznicy, w swojej umocnionej siedzibie (należącej przed nim do komesa Imbrama, doradcy Henryka Brodatego), a w którym przekazał klasztorowi w Krzeszowie 13 prętów pola wokół swego domu w wyżej wspomnianej Pełcznicy, w zamian za co wyraził życzenie, aby po śmierci mieć tam zapewniony pochówek. Dokument Henryka poświadczony został przez jego spowiednika plebana w Starym Krzeszowie, Hermana, oraz wiceplebanów w Świebodzicach, Henryka i Hermana. Oprócz tego przez brata i syna wystawcy, Jana i Guntera, oraz mieszczan Jana z Szydów i Piotra Kapelusznika.

Pozostaje jeszcze wspomnieć o wymienionym już wiceplebanie świebodzickim Henryku, który zastępował w pełnieniu obowiązków proboszcza Henryka, gdy ten ostatni służył jako kapelana na dworze księcia Bernarda. Wicepleban Henryk to również ten sam Henryk, który w 1321 r. przywiesił swą pieczęć do dokumentu Henryka zwanego Molbergiem, wspomnianego powyżej.

Podsumowując, w artykule liczącym siedem stron zaledwie, imię Henryk pojawiło się w odniesieniu do pięciu różnych postaci, w większości zupełnie mi nieznanych. Oczywistym jest, że tak liczne grono Henryków zebranych razem aż prosiło się by o nim napisać. Postanowiłam zatem podzielić się z Wami tym czego się o nich dowiedziałam. Książka autorstwa Marka Cetwińskiego pt. Śląski tygiel to zbiór artykułów i szkiców poświęconych, jak sam autor ujął we wstępie, "przemianom społecznym, kulturowym i etnicznym na Śląsku w średniowieczu". Artykuł o mieszczanach świebodzickich jest jednym z nich i w oparciu o niego napisałam powyższy tekst. Książka jest z calym przkonaniem godna polecenia.




Comments

  1. Dobrze, że panujesz nad materią, bo ja się pogubiłem.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Rzeczywiście, takie nagromadzenie Henryków.... Można łatwo się pogubić :-)

      Delete

Post a Comment

Popular posts from this blog

Matka książąt: Anna Przemyślidka " Z Bożej Łaski Księżna Śląska i Wielkopolski"

"Zanim przyszła historia, były dinozaury..." czyli nasze średniowieczne początki. Część I

"Zanim przyszła historia, były dinozaury..." czyli nasze średniowieczne początki. Część II